środa, 17 października 2018

Nie mogę wstać...

Każdy, (a przynajmniej większość z nas) ma takie dni, że nic się nie chce. Budzimy się, być może ustawiamy drzemkę w budziku, i kolejną, i kolejną. Koniec końców nasze oczy tak czy siak nie chcą się same otworzyć... Mam na to radę. Nie do końca łatwą, jednak zawsze skuteczną!




Niektórzy ludzie twierdzą, że aby się wyspać, potrzeba nam 6- 8 godzin snu. Są i tacy, którzy powiedzą, iż nasz umysł do pełnej regeneracji potrzebuje 12 godzin, a inni zadowolą się 4 godzinami snu i dwiema 15 minutowymi drzemkami w ciągu dnia.

Jak to jest w mojej opinii? 

Długi czas snu, to jest ponad 10 godzin, potrzebny jest, gdy rzeczywiście dana osoba wystawia swój umysł na intensywną pracę. Mam tu na myśli rekordzistów świata w zapamiętywaniu, logicznym myśleniu itp. Takie osoby potrafią swój mózg tak zmęczyć, iż rzeczywiście regeneruje się dłużej.

Krótki czas snu to jest poniżej 5 godzin, podobno stosowały osoby ponadprzeciętnie inteligentne, które nie chciały marnować swego życia na spanie, a na tworzenie. Jest możliwe życie w ten sposób, można przy tym sprawnie funkcjonować, jednakże w moim odczuciu nie na 100%. Na pewno żadnen sportowiec nie mógłby sobie pozwolić na taki tryb życia. Ciało się regeneruje podczas spania, tak jak i nasz mózg. Ten drugi przetwarza i archiwizuje informacje z całego dnia i robi porządek. Czynność którą w danym dniu wykonywaliśmy choć 15 minut, jest w nocy przetwarzana. Tak więc przykładowo grając codziennie 15 minut na gitarze, można osiągnąć ogromne efekty, gdyż większość roboty dzieje się gdy śpimy.

Optymalny czas snu, to w mojej opinii 6-8 godzin. Ciało i mózg zdążą się zregenerować, można więc normalnie funkcjonować.

Co jednak gdy śpimy właśnie optymalnie (większośc osób zresztą to robi), a mimo to wstajemy z podkrążonymi oczyma i nic nam się nie chce? 



Metoda bardzo hardcoreowa, dla niektórych ludzi nie do przebrnięcia, a zawsze skuteczna. Wystarczy z rana polać się lodowatą wodą. Wejście do prysznica i spędzenie tam 20-50 sekund pod wodą, która jest na maksa odkręcona w stronę „zimną”, daje lepsze orzeźwienie niż poranna kawa, yerba czy cokolwiek. Można się oczywiście normalnie umyć w takiej wodzie, ale to już kwestia wyboru. Czas który podałem wyżej w zupełności wystarczy aby nasze krążenie ruszyło z kopyta.




Wypicie szklanki wody (około 300-500ml), sprawia, iż nasz organizm ożywa. Od razu po obudzeniu się, wystarczy spożyć taką ilość wody (najlepiej mineralnej), a uczucie że nasze ciało się rozbudza, przejdzie przez nas całych. Tak na pewno działa to w moim przypadku. Metoda ta, funkcjonuje chyba jak bodziec dla organizmu oraz mózgu, iż czas startować :)

Te dwie metody, stosowane codziennie, zapewniają start na pełnych obrotach. Jeśli zjemy do tego na śniadanie coś pożywnego i zdrowego, zamiast zapchać się i „zamulić” czymś niezdrowym to już pełen sukces.

Jest coś jeszcze...



Wysiłek fizyczny kilka razy w tygodniu sprawia, iż nasze ciało wchodzi na wyższe obroty. Jeśli robimy to regularnie, długoterminowo, odczujemy na pewno tego efekty przy porannym wstawaniu. Zniknie problem ciągłego ustawiania drzemek w telefonie, a ciało będzie chciało sprawniej wkroczyć w nowy dzień. Tu jednak trzeba być konsekwentnym i wytrwałym. A co do powyższych dwóch metod....


Można je zastosować po prostu pewnego dnia, gdy uznamy że jesteśmy w cudzysłowie zombiakami i nie damy rady się ruszyć z łóżka, bądź wiemy iż w ciągu dnia będziemy bardzo mało produktywni. 
Są one również często świetnym lekarstwem na kaca, jednak nie zawsze gwarantują ratunek ;)

Na pewno działa to doskonale, a piszę o tym oczywiście na swoim przykładzie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz