sobota, 14 października 2017

287 dzień roku i... zwycięstwo!

Witajcie!

Pisząc tego posta w sobotni poranek zastanawiam się... dlaczego wykonują tę czynność bez stojącej obok kawy. I już wiem co zrobię zaraz po napisaniu go :)

Ale do rzeczy. Ostatnie dni to same małe zwycięstwa. 

Tak jak pisałem w poprzednich postach, podjąłem niedawno pewien challange...


Muszę przyznać, iż non stop mam myśli w głowie typu, zajechać do Mac'a, zjeść pizze i tym podobne. Jednakże nie daję się i trzymam się twardo postawionego mi, przeze mnie samego, zadania. W ostatnich dniach, ugotowałem sobie sam obiad, jem w miarę zdrowo, jednakże zdarzają się takie rzeczy jak chipsy, czekolada, piwo itp. Jem za dużo jak na moje potrzeby (przynajmniej w mojej opinii), ale udało mi się pozbyć póki co mojej największej udręki.

Także pcham ten wózek dalej, dziś na śniadanie gotowane parówki (90% mięsa czyli nie najgorzej nie najlepiej), pomidory i chleb tostowy. Życie staje się piękniejsze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz